Dobre samopoczucie.




 

Wiele osób wychodzenie z zaburzenia utożsamia z dobrym samopoczuciem. Wydaje im się, że jak pojawiają się lepsze dni, to znaczy, że idzie do przodu. Tymczasem niekoniecznie. Lepsze dni mogą się pojawić również na skutek dużej ilości zajęć, jakiś nowych bodźców, mogą się pojawić z wielu powodów i niekoniecznie oznacza to, że idzie do przodu jeśli chodzi o radzenie sobie z zaburzeniem. Dlaczego? Dlatego, że miarą naszego progresu nie są wcale te lepsze dni, ale to jak radzimy sobie w tych gorszych. Owszem dobrze jest mieć tzw. prześwity, lepsze dni, bo nasze ciało i umysł łapie wtedy więcej czasu na regenerację. Jednak żeby wyjść z zaburzenia, trzeba nabrać odpowiedniego podejścia do zaburzenia i objawów, a dalej w ogóle do życia. Zaburzenie jest bowiem w mojej ocenie sygnałem od psychiki, że robimy jej krzywdę, tym jak żyjemy. Jest wręcz już wołaniem o zmiany. Jednak żeby móc robić te zmiany, trzeba najpierw ugasić pożar w głowie,  jakim jest stan zaburzenia lękowego, gdy ciągle niemal aktywowana jest reakcja walcz lub uciekaj. Zaburzenie zawsze ma jakieś przyczyny, jednak dojście do nich zazwyczaj nie rozwiązuje z automatu problemu zaburzenia, które w pewnym momencie jest już osobnym bytem, rządzącym się swoimi prawami. 

Dobre dni są oczywiście przyjemne, ale często bywają one wynikiem uspokajania się. Gdy np. po rozmowie z psychologiem mamy kilka dobrych dni, to wydaje nam się, że już teraz to z górki, terapia działa, już załapaliśmy w czym rzecz, ale gdy jednak po kilku dniach pojawia się znowu znane uczucie lęku,  to wiele osób podłamuje się i stwierdza, że guzik te rozmowy pomagają. I tu racja, same rozmowy guzik pomagają, mogą co najwyżej dać chwilowe ukojenie, ale zazwyczaj rozmowa to za mało, żeby przekonać umysł emocjonalny, że nie ma zagrożenia i co za tym, za jakiś czas problem wraca. Tym, co jest znacznie ważniejsze od tego co czytamy czy słuchamy, jest to, co z tym zrobimy. 

Umysł emocjonalny nie ma kontaktu z rzeczywistością, więc naszą rolą jest przekonać go, że zagrożenia nie ma i tutaj kluczowe jest to, co robimy. Jeśli my ciągle sami siebie uspokajamy, to jak możemy przekonać umysł emocjonalny, że nie ma powodów do obaw? Jak możemy to zrobić skoro sami nieustannie szukamy uspokojenia, bo wkręcamy się w iluzje zagrożenia? Skoro nieustannie sprawdzamy w necie czy kopniemy zaraz w kalendarz, czy może jeszcze nie, skoro opowiadamy wszystkim w rodzinie, że źle z nami, sprawdzamy po 1000 razy dziennie ciśnienie itd. I żeby nie było, że taka mądra teraz jestem. Ja to rozumiem i sama to robiłam. Jednak w pewnym momencie trzeba powiedzieć sobie dość. 

Dobre samopoczucie jest owszem pewnym wytchnieniem dla naszego umysłu i ciała, ale nie świadczy o tym, że wychodzimy z zaburzenia, bo o tym może świadczyć jedynie nasz stosunek do objawów. I również to, że nie szukamy tak uparcie tego dobrego samopoczucia i nie traktujemy złego samopoczucia jak intruza, którego trzeba się jak najszybciej pozbyć. 

Komentarze

  1. Dzięki🙏 jakie to dla właśnie przykre że miało się prześwity a teraz jest ciągle H&&. Moim zdaniem ciężki temat te sinusoidy.. Bo te spadki tam strasznie bolą.. Te samopoczucia kiedy masz wrażenie że wracasz na początek... Ale ja już pędzę na metę.. Mimo tego samopoczucia, działam, wolniej ale działam 🙃😅

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spadki oczywiście bolą, ale jeśli się właściwie zrozumie temat zaburzenia, to przestaje to być aż tak bardzo istotne. Ważne żeby nie wkręcać się w ponury nastrój, który towarzyszy, gdy znowu pojawiają się myśli czy objawy, bo wkręcają się w ten nastrój i ulegając mu, sami robimy sobie problem.

      Usuń
    2. Dobrze że miałeś prześwit, wykonujesz dobrą prace nad sobą, lepszych dni będzie więcej. U mnie też podobnie kryzysy są.

      Usuń
  2. Ja od roku borykam się z myslami o skrzywdzeniu bliskich. Są lepsze i gorsze dnia. Bywa tak, że gorsze samopoczucie traktuje już jak depresję, w której mogę to zrobić. Staram się nie czytać wiadomości i nie oglądać TV ale jak przypadkiem usłyszę o jakimś morderstwie, że matka zabiła swoje dzieci to wtedy mi ciężko i przychodzi lek i zdołowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne, żebyś miała świadomość, że tego typu myśli w zaburzeniu, wynikają z przeciążonego układu nerwowego i traktowała je jako objaw, a nie jako zwiastun przyszłych nieszczęść.To, że Twój umysł jest wyczulony na wszelkie treści o morderstwach dzieci itp. jest zrozumiałe, zważywszy na to, że Twój umysł emocjonalny traktuje zagrożenie serio. I Teraz Twoją rolą jest przekonać go, poprzez to co robisz, że zagrożenia nie ma. A więc z im większym luzem (tak wiem jak to brzmi) będziesz traktowała te myśli, im bardziej będziesz niereagowana i traktowała je jak po prostu objaw stresu, tym bardziej Twój umysł emocjonalny będzie się przekonywał, że zagrożenia nie ma i skończy się to przeczulenie na tego typu treści.

      Usuń
  3. Kasiu dziękuję za odpowiedź. Twoje wpisy bardzo do mnie trafiają. Czuje, że małymi kroczkami idę do przodu :) Czasem jednak gdzieś umyka mi ta konsekwencja w działaniu i wtedy zdarza się, że zaczynam się wkręcać ale już jestem w stanie wyłapać ten moment. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto budować w sobie przyzwolenie na te gorsze momenty i zrozumienie, że to normalna sprawa, że w procesie nauki (a wychodzenie z zaburzenia jest w mojej ocenie nauką akceptacji) będą się też zdarzać gorsze momenty i nie należy się tym nadmiernie stresować (w gruncie rzeczy jest to gorsze niż to, że np. wróciły nam jakieś objawy), ani biczować się za to. Błędy są też normalną sprawą, są wręcz konieczne. Nigdy nie wracamy do początku, nawet jeśli wydaje nam się, że jest wręcz gorzej niż na początku, to i tak jesteśmy już bardziej doświadczeni i mamy już pewną wiedzę.

      Usuń

Prześlij komentarz