Tuż przed tragedią, czyli o sygnałach.








Temat rzadko poruszany więc od niego może zacznę moją przygodę z blogiem. A więc o sygnałach, czy przeciążony układ nerwowy daje nam znać, że przeginamy? Z reguły tak. Czy potrafimy to dostrzec? Z reguły nie. Dlaczego? Bo człowiek zazwyczaj, dopóki nie musi to nic nie zmienia i jest to zrozumiałe jeśli zacznie się zgłębiać wiedzę na temat tego jak działa nasz mózg, a w skrócie działa tak, żeby wzmacniać nawyki niezależnie od tego czy są one dla nas dobre, czy złe. A więc dopóki nas nie wywali z butów to z reguły kontynuujemy zajeżdżanie układu nerwowego, czasem niektórzy mają chwilę przebłysku, żeby może zwolnić, odpocząć, ale zazwyczaj to wcale nie tym rzecz, choć nie zaszkodzi. W czym jest zazwyczaj rzecz? Wcale nie w zmęczeniu fizycznym, przepracowaniu (choć i to się zdarza się, że gra rolę) a w postawach, które prowadzą nas do wyczerpana psychicznego i przy okazji fizycznego.
Jak to było u mnie? Czy były sygnały? Oczywiście, że tak. Mnóstwo, na dobre dwa lata przed nawrotem było już widać, że coś jest mocno nie tak, tyle że moja wiedza na temat tego jak działa przeciążony układ nerwowy była zerowa. Dodatkowo przez 10 lat żyłam w przekonaniu, że nerwicą wystarczy się nie zajmować i będzie git i to też uskuteczniałam nie patrząc, że to nie jest zwykła rzecz mieć np. niemal codziennie koszmary lub jakieś makabryczne wyobrażenie. 
Pamiętam dokładnie dzień, od którego było niemal już pewne, że za chwile będę miała nawrót, spacerowałam z moim facetem, który był mocno zirytowany moją postawą, chyba też coś w nim pękło i poleciały niewygodne pytania, a ja czułam jak na moim gardle zaciska się obręcz a powietrza robi się coraz mniej. Powróciło znajome uczucie tym razem jednak w takiej odsłonie, że poczułam, że to już nie przelewki. Dlaczego? Przecież już zadrżały mi się momenty, w którym czułam brak powietrza, obręcz i olewałam to. Dlatego tym razem czułam, że będzie inaczej? Z dwóch powodów. 1. Nie dało się już dłużej uciekać przed pewnymi sprawami, wypierać ich 2. Brak innych celów, zajęć czegoś, co mogłoby mnie zająć i odciągnąć uwagę, brak czegoś do zrobienie co mobilizuje organizm i ustawia na właściwe tory. 
Nie był to jednak dzień powrotu mojego zaburzenia, raczej dzień, który zwiastował ten powrót. Jakieś czas po tym pojawiły się bóle brzucha, bardzo silne, które zrzucałam na niestrawność, zresztą nie pierwszy raz mi się zdarzały i nauczyłam się je ignorować. Dzień, w którym wszystko wróciło również pamiętam bardzo dobrze.  Wróciliśmy z kawiarni a ja poczułam się bardzo senna, wręcz obezwładniającą senna, położyłam się co dla mnie jest niezwykłą sprawą, bo niemal nigdy nie śpię w ciągu dnia. Zrobiło mi się gorąco, nienaturalnie gorąco, przez sen czułam, że się strasznie pocę, a mój puls przyśpiesza, wreszcie się obudziłam a gdy próbowałam się podnieść poczułam, że nie mam siły tego zrobić i że czuje się przy tym wszystkim jakoś dziwnie, nieswojo, z minuty na minute ogarniała mnie coraz większa panika i zaczynał boleć brzuch jakbym się czymś zatruła, zrobiło mi się słabo......potem miałam takich historii jeszcze 2-3 aż wreszcie któreś nocy wpadłam w taką panikę, że skończyło się to na SORze, gdzie wyglądałam jakbym się nabrała dopalaczy biegając jak opętana na zewnętrz i do środka. I nic mi nie pomogło, że przecież niemal równiutko 10 lat temu byłam w podobnym stanie tyle, że na polskim SORze (tego dnia byłam w irlandzkim), panika obezwładniała moje ciało a ja potrafiłam logicznie myśleć. W takim stanie byłam niemal 2 doby, pomimo ogromnego zmęczenia nie mogłam położyć się spać, ponieważ jak tylko próbowałam to zrobić to moje serca szalało, a gdy jakimś cudem zasypiałam to wybudzały mnie koszmary. Od tego się zaczęło znowu znajome uczucie bycie w innym świecie, innej rzeczywistości i tysiące pytań przelatujące przez moją głowę, uporczywych pytań co się ze mną dzieje, dlaczego, czy to jakaś choroba, czy znów nerwica, a może coś faktycznie mi jest. 
Wracając do sygnałów, było ich wiele, wszystkie ignorowałam. Dlaczego? Dlatego, że moim jedynym sposobem na zaburzenie było nie zajmowanie się nim, nie rozumiałam tego co się ze mną dzieje, po prostu nie zajmuj się tym słyszałam i to chciałam robić tyle, że tym razem nie byłam w stanie, bo wywaliło mi już wszystkie bezpieczniki a lęk wręcz szalał po moim ciele. Metoda nie zajmuj się bywa bardzo skuteczna, mi przez 10 lat pozwoliła trzymać nerwicę w ryzach, ma jednak ona pewną wadę, nie pozwala Ci zrozumieć co się właściwie z Tobą dzieje i dlaczego. Sygnały które ignorowałam to: bóle somatyczne w tym bóle szczęki, brzucha, głowy, pleców, duszności, wrażenie czegoś w gardle, koszmary, makabryczne wizje, natrętne poczucie winy, wrażenie rozrywania od środka i wiele innych. 
Teraz pewnie zapytacie, ok to mam nie ignorować tego, tylko się tym zajmować? Mam zajmować się objawami? Samymi objawami niekoniecznie, ponieważ zajmowanie się objawami jest tematem zastępczym i paliwem nakręcającym zaburzenie, ale to nie znaczy, że mam ignorować informację, jaką jest to, że odczuwam dany objaw. Ból czy objawy są dla nas informacją o tym co dzieje się w naszym umyśle i ciele. I tego ignorować nie powinniśmy. 
W momencie gdy już jednak dojdzie do tak silnego przeciążenia układu nerwowego, że w Twojej głowie zacznie wyć alarm, jest już za późno na refleksje pt. co się ze mną dzieje i dlaczego, wtedy nadrzędnym celem staje się to by ten alarm uspokoić, a żeby to zrobić nie można codziennie od świtu do zmierzchu wałkować tematu zaburzenia i jeszcze dowalić sobie psychoanalizą.  To jest moment kiedy trzeba się skupić na tym by Twój układ nerwowy miał szanse się zregenerować.

Komentarze

  1. Czyli conpokrotce trzeba zrobić aby układ nerwowy się zregenerował ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre pytanie, na które ciężko jest odpowiedzieć w 2-3 zdaniach, więc napiszę o tym kolejny tekst :)

      Usuń
  2. Kasiu, znam Cię jako Katja z pewnego forum. Twoje posty niejednokrotnie podnosiły mnie na duchu w moich najokropniejszych, beznadziejnych momentach. Super, że założyłaś bloga. Będę zaglądać na pewno <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z zaburzeni.pl oczywiście :) Dzięki serdecznie za miłe słowa, fajnie że będziesz zaglądać :)

      Usuń
  3. Fajnie czyta się twoje posty. Dziękuję za porady na PW, dużo dałaś mi serio, muszę zacząć odburzac się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, wiesz już mniej więcej co robić, teraz trzeba "tylko" to ...robić :) Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz