Tolerowanie niepewności (nagranie).



Zapraszam do słuchania. 





Komentarze

  1. Kasiu nawet nie wiesz jak bardzo dziękuję Ci za to nagranie. Dziś właśnie zaczęłam googlowac rano forum zaburzeni.pl, bo już chciałam się upewniać w niektórych sprawach ( akurat tutaj mielenie jakichś spraw sprzdd 10 lat które nagle mogą świadczyć ze mamnjakies poważne zaburzenia osobowości). Oczywiście mam nerwice natrectw myslowych. Zamiast się uspokoić w powyższej sprawie to.nakrecilam sie.na. posiadanie innych chorób np. Chad, bo gdzies tam był wpis Wiktora na temat tego, że zaburzenie lękowe nie chroni przed chorobami psychicznymi więc ja od razy dostałam tej lekowej sraczki. Słuchając Twojego nagrania zwłaszcza pod koniec nawet wie zaśmiałam gdy opowiadałaś o tym swoim googlowaniu i stawianiu kropki nad i. Tak jakbym słuchałam o sobie. Dziękuję za to co robisz, za wpisy I nagrania - bardso pomagają nakierowac myślenie we właściwym kierunku. Brak tolerwncji niepewności to mój problem. Nauka wyrozumiałości do siebie- tego się dopiero uczę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele osób wychodząc z zaburzenia stosuje technikę tak/nie czyli na każde zmartwienie muszę znaleźć odpowiedź, co samo w sobie jest nonsensem i często bywa też tak, że osoby takie znajdują pocieszenie w podejściu pt "to wszystko nerwica nic mi nie grozi" i tu jest pułapka, bo o ile zagrożenia, która co chwila pojawiają się w zaburzeniu, nie stanowią tak naprawdę problemu, o tyle nie oznacza to, że jesteśmy pod jakimś parasolem ochronnym z napisem nerwica i wszystkie troski tego świata będą nas omijać. Dlatego właśnie szukanie pewności, nie ma sensu i tak naprawdę to w dłuższej perspektywie jest nerwicorodne.
      Dzięki za wpis i miłe słowa, daje to motywację, żeby działać dalej, pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Witaj Kasiu.
    Od pewnego czasu czytam Twojego bloga i wpisy na zaburzeni.pl… Od wielu lat walczę z zaburzeniami lękowymi. „Najnowszy” epizod pojawił się prawie rok temu, po urodzeniu dziecka… Chodzę na terapię, ale próbuję też sobie sama pomóc poprzez rady tych, którym udało się pokonać tę sukę-nerwicę.
    Mam wrażenie (pewnie jak wiele innych osób…), że mój problem jest inny od wszystkich i że naprawdę nie ma dla mnie ratunku.
    Wszystko zaczęło się jeszcze jak byłam w ciąży- pojawiła się w głowie potworna myśl, że mogłabym nie pokochać własnego dziecka (nigdy nie lubiłam dzieci, ale swoje chciałam mieć, bo swoje to przecież co innego;) ). Bałam się też bardzo, ze będę mieć depresję poporodową.
    Urodziłam. Miłość, Szczęście i wdzięczność- te dwa uczucia pamietam. Były tak silne, tak wielkie, przepełniały mnie całą!!!
    Pierwsze 3 tygodnie z córeczką były wspaniałe. Dzielnie walczyłam zeby dobrze ją karmić piersią, prawie nie czułam zmęczenia, mimo nieprzespanych nocy. Kiedy miałam na ulicy ludzi z dziecmi, miałam ochote do nich podbiec krzycząc: „ej, ja tez mam dziecko, wiesz?! Przecudną córeczkę!!!”
    Po tych 3 tygodniach nagle zaczęłam się budzić rano ze ściskiem w żołądku…przewijając córkę czułam jak trzęsą mi się ręce. Czułam lęk, mimo ze jedynym moim zadaniem było usiąść w fotelu o nakarmić córkę…nic więcej.
    Niepokój się utrzymywał, był coraz silniejszy.
    I w pewnym momencie przyszła okropna myśl: „a co jeśli ja ją przestane kochać? A może już jej nie kocham? A co jeśli nie będę jej kochać jak będzie starsza? Przecież starsze dzieci już nie są takie słodkie…przecież ja nie lubie dzieci… Jezu, ja mam dziecko! To odpowiedzialność na całe życie!”
    I wtedy miałam atak paniki…
    A myśl „a jesli nie będę jej kochać jak urośnie?…” przykleiła się do mnie i jie chce odkleić.
    Czasem lęk odpuszcza, czasem jest dobrze.
    Ale zwykle mam w sobie to okropne uczucie wewnętrznego niepokoju. Jakby coś się miało wydarzyć. Jakbym miała być na coś „gotowa”…
    Jest mi tak ciężko… mam ogromne wyrzuty sumienia w stosunku do córki.
    Marze,zeby być normalną matką, która po prostu ŻYJE - opiekuje się swoim dzieckiem, czasem się na nie wkurza, ale to,ze je kocha i ze ZAWSZE BĘDZIE kochać jest dla niej oczywiste i nie ma ciagle w głowie takich wątpliwości….
    Opisałam swoje zaburzenie tylko po krótce, wiec może się wydać błahe… ale uwierz mi, ze niesamowicie cierpię🙁 Szukam pomocy…
    Probuje akceptacji o olewania natrętnych myśli- czasem mi się to udaje…
    Proszę, napisz mi cos pokrzepiającego… cos, co da mi nadzieje na to, ze kiedyś uzyskam ten spokój wewnętrzny i będę żyć jak normalny człowiek…

    Pozdrawiam smutno…
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu to tylko nerwica:D przede wszystkim musisz czerpać wiedzę jak działa mechanizm lekowy. U Ciebie to jest zwykłe bardzo powrzechne natręctwo. Wiem że jest Ci ciężko też borykam się z NN ale mam terapię u Wicia więc luzik..ale.nerwa ciągle mnie katuje. Niestety zaburzenia mam od Małego więc wychodzenie z tego nie potrwa krótko. Najważniejsze na początku to ucinanie analiz NT. Np przychodzi Ci myśl do głowy a co jeśli, A Ty jak Ci najwygodniej to racjonalizuje Olej nie analizuj. Odpowiedź ok pomyślę o tym za rok..jeszcze trochę będziesz się śmiać z tych głupot. Zobaczysz..przepraszam za błędy ale pisze z komórki beż soczewek🤗

      Usuń
    2. Cześć Olu, zrobiłam nagranie gdzie poruszam kwestie tego, że wydaje nam się, że mamy najgorzej, ale przez pomyłkę je skasowałam, więc pewnie na dniach nagram je jeszcze raz. Wszystko co opisujesz, czyli poczucie stałej gotowości, jakby coś miało się za chwilę wydarzyć, poczucie, że chyba ze mną to jest gorzej niż z innymi, to bardzo charakterystyczne elementy nerwicy (jak piszę osoba wyżej), aczkolwiek będąc w stanie bardzo silnego lęku inaczej to widzimy. Prosisz o coś pokrzepiającego, może pokrzepiające będzie dla Ciebie to, że piszę teraz do Ciebie osoba, która miała lęki tak ogromne i absurdalne, że nie wiedziałam jak to psychiatrze opisać, a jednak jestem dziś w tym miejscu w którym jestem i w którym Ty też możesz być.

      Usuń
  3. Bardzo Wam dziękuję…❤️ Najbardziej boli mnie to, ze natręty dotyczą mojego dziecka!… mam przez to takie wyrzuty sumienia…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Olu.
      Byc moze masz te zmartwienia juz za soba, lecz jesli nadal tkwisz w tym kolowrotku (co jest bardzo prawdopodobne) to mam dla Ciebie dobra nowine.
      Te kilka rzeczowych, i zarazem kluczowych, informacji jakie tu wrzucilas, pozwalaja na latwa diagnoze:
      Problem powstal wskutek niefrasobliwego i niefortunnego "nigdy nie lubiłam dzieci".
      Ta ewidentnie ugruntowana juz ("nigdy") w Twojej swiadomosci negatywna afektacja w stosunku do tematu "dzieci" ("nie lubie ich") powstala w Twojej glowie kiedys wczesniej i byla skutkiem
      * jakichs negatywnych/nieprzyjemnych doswiadczen z jakims dzieckiem wzglednie dziecmi, albo
      * "zapozyczylas" sobie od kogos negatywny stosunek do dzieci, albo
      * ...???
      Tu zgaduje "w ciemno" zrodlo, bo go nie podalas. Ty sama wiesz bardzo dobrze, skad to "przywialo" i to wystarczy.
      Gzie jest pies pogrzebany?
      Pozwolilas (z biegiem czasu) swojej niecheci do tematu "dziecko" zagniezdzic sie w Twojej swiadomosci na prawach uzasadnionego i generalnie obowiazujacego stosunku do dzieci, w postaci pogladu. I tu popelnilas blad, ktorego konsekwencja sa opisane powyzej doswiadczenia.
      To klasyczny przyklad problemow, jakie powstaja, kiedy jakis poglad/postawa/regula postepowania konfliktuje z dazeniami wzglednie stawianymi sobie celami.
      Tu konkretnie mamy sytuacje:
      "nigdy nie lubiłam dzieci, ale swoje chciałam mieć, bo swoje to przecież co innego"
      Jakim prawem chcesz lubiec swoje dziecko, skoro dzieci, wedle Twojego pogladu nie zasluguja na to aby je lubiec?
      Widzisz ten nonsens?
      Powstala sytuacja "chce, ale nie moge". Jest to rozpoznanie "niemoznosci", ktore, o ile nie bedzie w krotkim czasie rozwiazane, rezultuje nieuchronnie w ogolnym poczuciu niemocy manifestujacym sie jako zmartwienie, zdolowanie i bezradnosc.
      Rozwiazanie jest trywialnie proste:
      Kiedykolwiek jakis nasz poglad/postawa/regula postepowania stwarza bariere w realizacji naszych dazen, czy stawianych celow, nalezy
      * zrewidowac poglad/postawe/regule postepowania, albo
      * zrezygnowac z dazenia wzglednie stawianego celu.
      Innych opcji nie ma. A poniewaz Ty juz zrealizowalas cel (urodzilas dziecko), jedynym wyjsciem jest zrewidowac poglad, co jest generalnie zdroworozsadkowym podejsciem, bo jak mowia, tylko krowa nie zmienia pogladow.
      A jak zrewidowac ow poglad (ten Twoj poglad nt. dzieci)?
      Musisz cofnac sie w czasie i przywolac te epizody ze swojego zycia, ktore sprawily, ze nabralas niecheci do dziecka/dzieci i za kazdym razem odpowiedziec sobie rzetelnie na pytanie: czy moje rozstrzygniecie w tej kwestii bylo sluszne i uzasadnione?
      Jak zgaduje, w kazdym jednym przypadku Twoja odpowiedz bedzie NIE.
      Wyrzuty sumienia znikna samoistnie.
      Pozdrawiam i zycze powodzenia

      Usuń

Prześlij komentarz