Dlaczego osoba zaburzona budzi irytację, a nie współczucie? Czemu tak ciężko pomóc osobie zaburzonej?



Dlaczego osoba zaburzona częściej wzbudza irytację, niż wspólczucie? Dlaczego otoczenie zamiast współczuć i starać się zrozumieć, częściej jest podirytowane, a czasem wręcz zniesmaczone zachowaniem zaburzonej osoby? Dlaczego tak trudno pomóc osobie z nerwicą? 

Powodów jest co najmniej kilka:

1. Osoba zaburzona czuję się chora, poszkodowana, nieszczęśliwa, ale jednocześnie nie jest w stanie zdefiniować co jej właściwie jest. Najczęściej czuję się cała chora, inna, wadliwa, a jednocześnie stale poszukuje odpowiedzi na pytanie, co się z nią dzieje i dlaczego. Stan ten powoduje ciągłe pobudzenie układu wegetatywnego, z uwagi na wieczny niepokój wynikający z tych poszukiwań. Osoba taka nie jest w stanie zdefiniować co jej jest, a co za tym nie jest w stanie zdystansować się od wadliwej części, tak jak ma to miejsce w innych chorobach, przeciwnie czuje się, jak słusznie zauważył Antoni Kępiński w "Psychopatologii nerwic", cała wadliwa. To powoduję, że wydaje jej się, że jest najbardziej nieszczęśliwą osobą na świecie, często osoba taka myśli, że wolałabym mieć jakąś faktyczną chorobę, by móc wreszcie znaleźć odpowiedź na to co ją nęka i uzyskać dzięki temu spokój od poszukiwań i współczucie otoczenia.

2. Poczucie bycia chorym, wadliwym, pokrzywdzonym powoduję, że osoba staje się bardzo egocentryczna i oczekująca opieki. Ma to miejsce zazwyczaj, gdy człowiek nie czuje się w pełni sił (lub gdy się starzeje), ale u nerwicowców przybiera to monstrualne formy, ponieważ osoba taka, z uwagi na to ,że nie jest w stanie określić co się właściwie z nią dzieje, skupia się na tym ciągle. Osoba faktycznie chora, nie jest zazwyczaj zafiksowana tak mocno na swoim problemie, jak osoba zaburzona, która w żaden sposób nie potrafi zająć się niczym innym, wymagając przy tym ciągłej uwagi i opieki od otoczenia. 

3. Osoba zaburzona kręci się w błędnym kole objawów, co dla osób z zewnątrz jest absurdem. Każda próba rozwiązania jej problemu skutkuję oporem i stwarzaniem kilku kolejnych, ponieważ dynamika błędnego koła, nie może być zazwyczaj rozbita od zewnątrz. Nawet jeśli przez chwile wydawać by się mogło, że ktoś przyjdzie takiej osobie z pomocą, rozwiązaniem, to po chwili ta osoba tworzy kolejny problem, który wciąga ją w kręcenie się w miejscu. Błędne koło wynika bowiem ze stanu psychicznego, a nie faktycznego. 

4. Osoba zaburzona często regresuje się do poziomu bezradnego dziecka, bez wydawałoby się (dla otoczenia) wyraźnego powodu, czym budzi niesmak i politowanie, zamiast współczucia. 

5. I coś, co pewnie zaskoczy wiele osób, a z czego nie zdawałam sobie sprawy, dopóki sama nie stanęłam po drugiej stronię. Praca z osobami zaburzonymi jest bardzo męcząca, osoby takie z uwagi na regres, o którym wspomniałam wyżej, często wręcz uwieszają się na osobie, która chcę im pomóc, co kosztuję ją mnóstwo energii. Dodatkowo praca z osobami zaburzonymi sama w sobie jest trudną i żmudną pracą, często bardzo długo bez efektów, co może być dla terapeutów, czy też jakiś innych osób, do których zgłaszają się takie osoby po pomoc, frustrujące. Bywa też i to nierzadko, że osoba taka przenosi całkowitą odpowiedzialność za swój stan na osoby, które starają się jej pomóc. Z doświadczenia wiem, że jeśli ktoś zaczyna rozmowę ze mną od tego jak to się wszyscy terapeuci nie znają itd, to mogę być niemal pewna, że ja również po początkowej euforii, zasilę to zacne grono. 

6. Brak świadomości społecznej odnośnie tego czym jest zaburzenie lękowe i co za tym brak zrozumienia w społeczeństwie, z czym muszą mierzyć się osoby, które je mają. Brak odpowiednio przeszkolonych terapeutów. 

7. Jeżeli wcześniej osoba taka żyła problemami innych (co ma często miejsce u osób zaburzonych), to otoczenie będzie zniesmaczone, jej ciągłym zajmowaniem się sobą. Tak też było w moim przypadku, gdzie moi bliscy byli zirytowani tym, że śmiem zajmować się sobą, a koleżanki i znajome szybko się ulotniły, gdy przestałam żyć ich sprawami. Zaburzenie jest sygnałem do zmian, a te niekoniecznie wszystkim wokół nas muszą się podobać, a w szczególności tym, którzy czerpali pełnymi garściami z naszych braków granic, nieumiejętności stawiania siebie na pierwszym miejscu czy też jakimś innych ograniczeń, złych nawyków itd. 

8.Jeżeli dla odmiany osoba taka żyła wcześniej pod tzw.kloszem, a więc to inni mieli za zadanie troszczyć się o jej potrzeby, to zaburzenie jest dla takiej osoby czymś nie do przyjęcia, z uwagi na to, że nie da się go przerzucić na inną osobę, a osoba taka nie nawykła do tego żeby zajmować się swoimi sprawami. U osób takich często jest bardzo dużo pretensji, że to ich spotkało i buntu przed tym by cokolwiek zmieniać. Tym co musi być przełamane u takiej osoby w pierwszej kolejności jest ta pretensja do świata, a więc musi pojawić się przyzwolenie, że to mogło mnie spotkać i że to ja sam/a muszę wziąć odpowiedzialność za swoje życie. 

9. Zaburzenie jest też sygnałem, że czas najwyższy wziąć odpowiedzialność za swoje życie, a to dla odmiany niekoniecznie musi się podobać osobie zaburzonej, tym bardziej że czuję się ona teraz jak dziecko i to jeszcze w dodatku we mgle. Wg Karen Horney zaburzenie lękowe ma swój początek w wypartej złości, a wszystko to, co wypieramy z naszej świadomości, zaczyna żyć swoim życiem w podświadomości, gdzie nie mamy już na to wpływu. Osoby zaburzone często przejawiają dużo podświadomej wrogości względem otoczenia, w tym względem osób, które starają się im pomóc. 

Komentarze

  1. Katja z punktem 5 zgodzę się, z tobą całkowicie. Piszę z innymi osobami objawy i problemy życiowe. Tętniaki itp. Nie ma tematu do rozmów, tylko nerwica.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to zrozumiałe z uwagi na stan niepokoju, tym co pogrąża ludzi w zaburzeniu jest często czekanie na zbawcę, który rozwiąże ich problem lub też szukanie sposobów na wszystko, zamiast uświadomienia sobie, że wyjście z zaburzenia wymaga ich zaangażowania, pracy, czasu i STOSOWANIA pewnych metod konsekwentnie. Wymaga też pewnych doświadczeń w działaniu. Wiele osób uważa, że musi przeczytać wszystko co jest na temat zaburzenia i ciągle poszukuje nowych rad, nowych terapeutów, nowych sposobów, nie rozumiejąc, że tak naprawdę piłka jest po ich stronię i że tymi wiecznymi poszukiwaniami powodują to, że tkwią w chronicznej gotowości, nie mogąc skupić się na niczym innym. Zdecydowanie lepiej jest postawić na coś i trzymać się tego. Tyle, że osoba w zaburzeniu chcę mieć pewność, że to na co stawia na pewno jej pomoże, a ryzyko jest wpisane w działanie, dlatego osoba taka najczęściej krąży w błędnym kole poszukiwań.

      Usuń
  2. Zgodzę się z tobą często w życiu trzeba coś zaryzykować , czasami trzeba spalić pewne mosty, np. w rodzinie żeby iść do przodu, nie być zbawca, rodziny która powinna być odpowiedzialna za swoje życie. Potrzeba przemyśleć część swojego życia o zobaczyć błędne schematy które dana osoba ma w sobie wpojone. Dziękuję za te posty Katja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo późno zrozumiałam, że tym co mamy najcenniejsze jest energia i że nie powinnam jej rozdawać na prawo i lewo, że ja jestem przede wszystkim dla siebie. Strasznie trudno mi było nauczyć się zajmować sobą. W gruncie rzeczy załamanie nerwowe, potem nerwica i problemy zdrowotne, wyzwoliły mnie z myślenia o każdym tylko nie o sobie.

      Usuń
    2. Dokładnie ja myślałem przeważnie o swojej rodzinie braciach i innych ludziach. O sobie nigdy wcześniej nie myślałem, ostatnio pomyślałem że muszę zadbać o siebie.

      Usuń
  3. Katja mam prośbę,możesz nagrać nagranie lub napisać o zdrowym egoizmie, myślę że dużo osób potrzebuje tego? Dziękuję bardzo.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz