Hej. Czy sądzisz, że przebywanie na grupach i czytanie tych postów ma sens? Chodzi mi o wyszukiwanie przede wszystkim info o swoim zaburzeniu i rozmawianie z ludźmi na priv o ich doświadczeniach. Jakoś tak liczyłam, że może doznam tam wsparcia od osób które się odburzyly, ale w zasadzie każda z tamtych osób okazuje się tkwić w tym i jakoś bardziej to nakręca gdy słucham o objawach. W sensie fajnie wiedzieć, że rzeczywiście takie zaburzenie istnieje, bo pokrywa się to z odczuciami innych, ale mam wrażenie że ten trop nie pomaga wyjść z zaburzenia. Niby wspieram się z tymi ludźmi, a jednak mielimy w głowie ten temat. Chyba, że warto znaleźć takich, którzy stricte wyzdrowieli i sa wsparciem? Myślisz, że lepiej opuszczacz dla swoje dobra większość z takich grup?
I w dodatku większość z tych osób jest na lekach, którym nie udało się ich odstawić, co dodatkowo mnie zasmuciło, bo teraz myślę że tak jest zawsze i będę ta osoba też ja. A może jednak kazda historia jest inna...
Wspólne biadolenie może łączyć i nieco pokrzepiać, człowiek czuję, że nie jest w tym sam i już z samego tego faktu jest mu nieco lepiej, przynajmniej na początku. W dłużej perspektywie jednak, nie tylko to nie służy, ale i wciąga głębiej w zaburzenie. Tego typu miejsca tworzą zazwyczaj efekt krabów w wiaderku (gdy jeden chcę się wydostać reszta ciągnie go w dół). Jeśli chcesz wyjść z zaburzenia, to radzę się ewakuować z tego typu grup.
Kasiu bardzo podobają mi się Twoje przemyślenia. Są bardzo zbieżne z moimi. Tez widzę u siebie podobne zniekształcenia np ten brak zaufania do siebie I świata ( do siebie szczegolnie) roztrząsanie duperelek i u mnie jeszcze przejmowanie się opinia innych albo czy ja kogoś dobrze potraktowałam itp. Mam ocd I u mnie ono się przykleiło do kysli o leku przed skrzywdzeniem innych lub siebie ( nie tylko takiemu typowemu lękowi przed fizycznym skrzywdzeniem ale też np mentalnym i to mnie najbardziej męczy czy ejstem dobrym rodzicem itp czytam mnóstwo książek o wychowaniu dzieci mnożąc metlik w głowie. Jestem ciekawa jak to zaufanie do siebie I wyrozumiałość budowalas? Zaufanie i wyrozumiałość do siebie to napewno wpłynęło na to że w końcu ocd mnie dopadło. Dzięki pozdrawiam
Myślę, że bardzo dużo od siebie wymagasz w relacjach. Zazwyczaj ma to swoje źródło w naszych pierwszych relacjach, czyli z rodzicami (opiekunami). Wynika to też z niezrozumienia pewnych spraw, podobnie było i u mnie. Szykuję nagranie na temat OCD związanego z moralnością itp. tematami.
Czy jeśli chodzi o ROCD, czy możliwe jest, że zaczęłam bardzo myśleć o rutynie w związku i się w to wkrecilam? Że jest nudno, że nigdy nie będzie tak jak wcześniej, że za mało rozmawiamy, natomiast mój partner uważa, że przesadzam i za bardzo wyolbrzymiam temat.Zamiast skupiać się na rozmowie, analizuje ją jaka jest, kto więcej razy zaczyna mówi , gdy on rzadziej rozpoczyna rozmowę, mam wrażenie, że mu nie zależy i się nakręcam, że tylko ja się angażuje
Tak jest to możliwe. "Zamiast skupiać się na rozmowie, analizuje ją jaka jest, kto więcej razy zaczyna mówi , gdy on rzadziej rozpoczyna rozmowę, mam wrażenie, że mu nie zależy i się nakręcam, że tylko ja się angażuje" To jest typowe rozkminianie przy ROCD.
Nie wiem o co może chodzić. Wydawało mi się że już jest lepiej przy rocd, a tutaj zwykła rozmowa telefoniczna z partnerem przynosi coś czego nie umiem dokładnie opisać, bo to nie jest stres, ale jakiś rodzaj lęku. Niby trudno mi mówić takie słowa jak: kocham cię itd, ale mówię w między czasie bardzo dużo prawdziwych słów które czuję i które chcę mu przekazać. A mimo to w trakcie czuję niepokój, napięcie...objawia się to też spinaniem mięśni, zagryzaniem zębów gdy on mówi. Czy to nie znak, że mam go dość? Oczywiście nie chcę się tak czuć.
To samo z nocowaniem - umawiamy się na weekend w jego nowym mieszkaniu, a ja dosłownie trzęsę się ze stresu przed nie wiem czym i czuję się jak dziecko 7letnie, które pierwszy raz jedzie na obóz bez rodziców. To dobre porównanie, bo po przyjściu do niego chciało mi się płakać z niepokoju, stresu, brakiem miejsca które dobrze znam i lubię (mój pokoj) mimo, że naprawdę chcę z nim spędzać czas i rozwijać związek. Tego nie da się racjonalnie wytłumaczyć...
Oczywiście, że się da. Proponuję przestać tak bardzo skupiać się na myślach/emocjach, a zamiast tego poczytać trochę o obsesjach. Jeśli ktoś ma POCD, to może bać się zostać z własnym dzieckiem, jeśli ktoś ma ROCD to może dostawać wręcz ataków paniki na widok swojego partnera. Silny lęk i rozstrojony układ nerwowy plus kontakt z obiektem (Twój partner), który ten lęk potęguje, może skutkować chęcią ucieczki do swojego pokoju.
Hej Kasiu, dzięki za ten film. A co sądzisz o sytuacji gdzie było względnie ok, duzo obajwow minęlo i jednego wieczoru dziecko wytrąciło mnie swoim zachowanie z równowagi i w konsekwencji noc słabo przespana i rozdrażnienie i roztrzęsienie wróciło oraz uczucie drżenia i na drugi dzien jest nadal. Mam wrażenie że nje radzę sobie z emocjami bo wybuchnąć każdy może ale u mnie nie przychodzi ten etap wyciszenia drżeń mimo że juz z dzieckiem jest wyjaśnione i konflikt zażegnany. Daczego po burzy nie wychodzi słońce tylko ciało tkwi w trzęsiance przez kolejne dni? Czy to kwestia tego ze sie na tym skupiam? Czy moze sam uklad nerwowy jest rozregulowany że juz nie potrafi wrócić do równowagi? Jaką drogą podążałaś w takiej sytuacji? Akceptacja i oczekiwanie bez presji na poprawę?
Sądzę, że powinnaś pracować nad akceptacją (w tym akceptacją swoich emocji). Myślę, że wciąż boisz takich momentów (wtrącenia z równowagi), przez co potem skupiasz nadmiernie na tym uwagę. Po burzy owszem wychodzi słońce, ale pod warunkiem, że się nie walczy z burzą. Dam Ci taki przykład: zapewne byłaś kiedyś w sytuacji, że gdzieś na mieście złapał Cię deszcz, ulewa, a Ty bez parasola i trzeba było się skryć w jakieś bramie. Gdy akceptujemy tę sytuację, to czas zazwyczaj szybciej mija, albo go sobie czymś zajmujemy (rozmowa przez telefon itp), natomiast gdy nie akceptujemy tej sytuacji, to mamy wrażenie, że ulewa nigdy się nie skończy. Podobie jest teraz u Ciebie.
Dodam do powyższego że wiem że z dzieckiem kilkulernim nie potrafię sobie jeszcze radzic i wiem ze tu misze pracowac ale po burzy powinno byc lepiej a ciało jednak pozostaje w tym złym stanie juz bez powodu.
Kasiu ale Ciało nie powinno miec powodów gdy jest juz po burzy. Dlatego tak trudni to zrozumiec. Jest po burzy a Ciało jest na podwyższonych obrotach. Może to kwestia tego że teraz tak ciało reaguje i potrzeba czasu aby te reakcje sie zmieniły? Skróciły do normalnych?
A dlaczego tak uważasz? Powodów może mieć mnóstwo, można doświadczać stresu i nie mieć tego świadomości, wiele zależy od poziomu kontaktu ze swoimi emocjami i pewnej świadomości siebie. Może to być też kwestia tego, że układ nerwowy jest rozchwiany i pewne reakcje są zbyt intensywne i długie. Myślę jednak, że podejście na zasadzie, że już przecież wyjaśniłam wszystko, jest po burzy, to powinnam się czuć ok, jest takim trochę niezrozumieniem pewnych spraw.To nie jest tak, że te emocje znikają automatycznie, gdy się już rozwiążę problem. Myślę, że to jest dla Ciebie temat do przepracowania. Oswojenie się z emocjami i nie wypychanie ich, nie dyskutowanie z nimi.
Ale to co to jest właściwie kontakt ze swoimi emocjami? Emocje są czuję je i co? Dac im byc, godzic sie z nimi, zrozumieć je skąd są i zyc tak aby nie doprowadzać do ich rozbujania?
Tj. rozpoznawanie ich, uznawanie ich, traktowanie jak to, czym są tj. informacją o tym czego właśnie doświadczamy i wyciąganie z tego wniosków. Cenna jest także umiejętność obserwowania swoich emocji. Jest sporo literatury na ten temat, więc można sobie poczytać, żeby nabrać wiedzy w tym temacie.
Hej. Czy sądzisz, że przebywanie na grupach i czytanie tych postów ma sens? Chodzi mi o wyszukiwanie przede wszystkim info o swoim zaburzeniu i rozmawianie z ludźmi na priv o ich doświadczeniach. Jakoś tak liczyłam, że może doznam tam wsparcia od osób które się odburzyly, ale w zasadzie każda z tamtych osób okazuje się tkwić w tym i jakoś bardziej to nakręca gdy słucham o objawach. W sensie fajnie wiedzieć, że rzeczywiście takie zaburzenie istnieje, bo pokrywa się to z odczuciami innych, ale mam wrażenie że ten trop nie pomaga wyjść z zaburzenia. Niby wspieram się z tymi ludźmi, a jednak mielimy w głowie ten temat. Chyba, że warto znaleźć takich, którzy stricte wyzdrowieli i sa wsparciem? Myślisz, że lepiej opuszczacz dla swoje dobra większość z takich grup?
OdpowiedzUsuńI w dodatku większość z tych osób jest na lekach, którym nie udało się ich odstawić, co dodatkowo mnie zasmuciło, bo teraz myślę że tak jest zawsze i będę ta osoba też ja. A może jednak kazda historia jest inna...
UsuńWspólne biadolenie może łączyć i nieco pokrzepiać, człowiek czuję, że nie jest w tym sam i już z samego tego faktu jest mu nieco lepiej, przynajmniej na początku. W dłużej perspektywie jednak, nie tylko to nie służy, ale i wciąga głębiej w zaburzenie. Tego typu miejsca tworzą zazwyczaj efekt krabów w wiaderku (gdy jeden chcę się wydostać reszta ciągnie go w dół). Jeśli chcesz wyjść z zaburzenia, to radzę się ewakuować z tego typu grup.
UsuńTak lepiej nie czytać o tym. Wiedza i książki.
OdpowiedzUsuńKasiu bardzo podobają mi się Twoje przemyślenia. Są bardzo zbieżne z moimi. Tez widzę u siebie podobne zniekształcenia np ten brak zaufania do siebie I świata ( do siebie szczegolnie) roztrząsanie duperelek i u mnie jeszcze przejmowanie się opinia innych albo czy ja kogoś dobrze potraktowałam itp. Mam ocd I u mnie ono się przykleiło do kysli o leku przed skrzywdzeniem innych lub siebie ( nie tylko takiemu typowemu lękowi przed fizycznym skrzywdzeniem ale też np mentalnym i to mnie najbardziej męczy czy ejstem dobrym rodzicem itp czytam mnóstwo książek o wychowaniu dzieci mnożąc metlik w głowie. Jestem ciekawa jak to zaufanie do siebie I wyrozumiałość budowalas? Zaufanie i wyrozumiałość do siebie to napewno wpłynęło na to że w końcu ocd mnie dopadło. Dzięki pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMyślę, że bardzo dużo od siebie wymagasz w relacjach. Zazwyczaj ma to swoje źródło w naszych pierwszych relacjach, czyli z rodzicami (opiekunami). Wynika to też z niezrozumienia pewnych spraw, podobnie było i u mnie. Szykuję nagranie na temat OCD związanego z moralnością itp. tematami.
UsuńCzy jeśli chodzi o ROCD, czy możliwe jest, że zaczęłam bardzo myśleć o rutynie w związku i się w to wkrecilam? Że jest nudno, że nigdy nie będzie tak jak wcześniej, że za mało rozmawiamy, natomiast mój partner uważa, że przesadzam i za bardzo wyolbrzymiam temat.Zamiast skupiać się na rozmowie, analizuje ją jaka jest, kto więcej razy zaczyna mówi , gdy on rzadziej rozpoczyna rozmowę, mam wrażenie, że mu nie zależy i się nakręcam, że tylko ja się angażuje
OdpowiedzUsuńBrzmi jak obsesja, tylko pytanie, czy czujesz do tego niechęć i lęk, czy w zasadzie przestało Ci zależeć? Mam rocd i wydaje mi się, że to może być to.
UsuńTak jest to możliwe.
Usuń"Zamiast skupiać się na rozmowie, analizuje ją jaka jest, kto więcej razy zaczyna mówi , gdy on rzadziej rozpoczyna rozmowę, mam wrażenie, że mu nie zależy i się nakręcam, że tylko ja się angażuje"
To jest typowe rozkminianie przy ROCD.
Nie wiem o co może chodzić. Wydawało mi się że już jest lepiej przy rocd, a tutaj zwykła rozmowa telefoniczna z partnerem przynosi coś czego nie umiem dokładnie opisać, bo to nie jest stres, ale jakiś rodzaj lęku. Niby trudno mi mówić takie słowa jak: kocham cię itd, ale mówię w między czasie bardzo dużo prawdziwych słów które czuję i które chcę mu przekazać. A mimo to w trakcie czuję niepokój, napięcie...objawia się to też spinaniem mięśni, zagryzaniem zębów gdy on mówi. Czy to nie znak, że mam go dość? Oczywiście nie chcę się tak czuć.
OdpowiedzUsuńTo samo z nocowaniem - umawiamy się na weekend w jego nowym mieszkaniu, a ja dosłownie trzęsę się ze stresu przed nie wiem czym i czuję się jak dziecko 7letnie, które pierwszy raz jedzie na obóz bez rodziców. To dobre porównanie, bo po przyjściu do niego chciało mi się płakać z niepokoju, stresu, brakiem miejsca które dobrze znam i lubię (mój pokoj) mimo, że naprawdę chcę z nim spędzać czas i rozwijać związek. Tego nie da się racjonalnie wytłumaczyć...
UsuńOczywiście, że się da. Proponuję przestać tak bardzo skupiać się na myślach/emocjach, a zamiast tego poczytać trochę o obsesjach. Jeśli ktoś ma POCD, to może bać się zostać z własnym dzieckiem, jeśli ktoś ma ROCD to może dostawać wręcz ataków paniki na widok swojego partnera. Silny lęk i rozstrojony układ nerwowy plus kontakt z obiektem (Twój partner), który ten lęk potęguje, może skutkować chęcią ucieczki do swojego pokoju.
UsuńHej Kasiu, dzięki za ten film. A co sądzisz o sytuacji gdzie było względnie ok, duzo obajwow minęlo i jednego wieczoru dziecko wytrąciło mnie swoim zachowanie z równowagi i w konsekwencji noc słabo przespana i rozdrażnienie i roztrzęsienie wróciło oraz uczucie drżenia i na drugi dzien jest nadal. Mam wrażenie że nje radzę sobie z emocjami bo wybuchnąć każdy może ale u mnie nie przychodzi ten etap wyciszenia drżeń mimo że juz z dzieckiem jest wyjaśnione i konflikt zażegnany. Daczego po burzy nie wychodzi słońce tylko ciało tkwi w trzęsiance przez kolejne dni? Czy to kwestia tego ze sie na tym skupiam? Czy moze sam uklad nerwowy jest rozregulowany że juz nie potrafi wrócić do równowagi? Jaką drogą podążałaś w takiej sytuacji? Akceptacja i oczekiwanie bez presji na poprawę?
OdpowiedzUsuńSądzę, że powinnaś pracować nad akceptacją (w tym akceptacją swoich emocji). Myślę, że wciąż boisz takich momentów (wtrącenia z równowagi), przez co potem skupiasz nadmiernie na tym uwagę. Po burzy owszem wychodzi słońce, ale pod warunkiem, że się nie walczy z burzą.
UsuńDam Ci taki przykład: zapewne byłaś kiedyś w sytuacji, że gdzieś na mieście złapał Cię deszcz, ulewa, a Ty bez parasola i trzeba było się skryć w jakieś bramie. Gdy akceptujemy tę sytuację, to czas zazwyczaj szybciej mija, albo go sobie czymś zajmujemy (rozmowa przez telefon itp), natomiast gdy nie akceptujemy tej sytuacji, to mamy wrażenie, że ulewa nigdy się nie skończy. Podobie jest teraz u Ciebie.
Dodam do powyższego że wiem że z dzieckiem kilkulernim nie potrafię sobie jeszcze radzic i wiem ze tu misze pracowac ale po burzy powinno byc lepiej a ciało jednak pozostaje w tym złym
OdpowiedzUsuństanie juz bez powodu.
A ja dodam, że za bardzo przywiązujesz się do tego, że ma być lepiej, a ciało ma zawsze jakieś powody.
UsuńKasiu ale Ciało nie powinno miec powodów gdy jest juz po burzy. Dlatego tak trudni to zrozumiec. Jest po burzy a Ciało jest na podwyższonych obrotach. Może to kwestia tego że teraz tak ciało reaguje i potrzeba czasu aby te reakcje sie zmieniły? Skróciły do normalnych?
OdpowiedzUsuńA dlaczego tak uważasz? Powodów może mieć mnóstwo, można doświadczać stresu i nie mieć tego świadomości, wiele zależy od poziomu kontaktu ze swoimi emocjami i pewnej świadomości siebie.
UsuńMoże to być też kwestia tego, że układ nerwowy jest rozchwiany i pewne reakcje są zbyt intensywne i długie. Myślę jednak, że podejście na zasadzie, że już przecież wyjaśniłam wszystko, jest po burzy, to powinnam się czuć ok, jest takim trochę niezrozumieniem pewnych spraw.To nie jest tak, że te emocje znikają automatycznie, gdy się już rozwiążę problem.
Myślę, że to jest dla Ciebie temat do przepracowania. Oswojenie się z emocjami i nie wypychanie ich, nie dyskutowanie z nimi.
Ale to co to jest właściwie kontakt ze swoimi emocjami? Emocje są czuję je i co? Dac im byc, godzic sie z nimi, zrozumieć je skąd są i zyc tak aby nie doprowadzać do ich rozbujania?
OdpowiedzUsuńTj. rozpoznawanie ich, uznawanie ich, traktowanie jak to, czym są tj. informacją o tym czego właśnie doświadczamy i wyciąganie z tego wniosków. Cenna jest także umiejętność obserwowania swoich emocji. Jest sporo literatury na ten temat, więc można sobie poczytać, żeby nabrać wiedzy w tym temacie.
Usuń